Może się wydawać, że fotografia analogowa odeszła już dawno do lamusa. Choć rzeczywiście nie jest już obecna w powszechnej świadomości, to nadal zjednuje sobie serca wielu fotografów. Trzeba jednak przyznać, że nie wszystkie dziedziny fotografii równie dobrze nadają się do jej stosowania. Portret, krajobraz czy fotografia uliczna – tutaj tradycyjny film spisuje się wyśmienicie. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku takich dziedzin jak sport. Tu gdzie wykonuje się wiele ujęć, z których wiele bywa nieudanych, techniki cyfrowe mają miażdżącą przewagę.
Fotografowanie dynamicznych scen przy użyciu aparatu z ręcznym nastawianiem ostrości? Ta sztuka już dawno została zapomniana. Ze swojego doświadczenia wiem, że nawet korpus wyposażony w najnowocześniejszy układ AF nie daje gwarancji poprawnie wykonanych zdjęć, a co dopiero jakiś manualny zabytek. Postanowiłem jednak podjąć wyzwanie i spróbować swoich sił fotografując manualną lustrzanką podczas Italian Trackday, który odbył się w majowy weekend na Torze Kielce.
Ponieważ wyzwanie wydawało się dostatecznie trudne, postanowiłem zabrać ze sobą dobry aparat, który swoją toporną obsługą nie będzie jeszcze dodatkowo dorzucać trudności. Wybór padł na Canona AV-1.
Trzeba przyznać, że pod koniec lat 70. Canon był firmą wyjątkowo innowacyjną. Wyposażając swoje aparaty w przełomowe elektroniczne rozwiązania, starał się podgryzać pozycję uznanego, ale konserwatywnego Nikona. Wprowadzenie na rynek serii A było początkiem sporych zmian w fotograficznym krajobrazie. Automatyka programowa, elektroniczne sterowanie migawki, mała waga i rozmiary korpusów – Canon błyszczał.
Niestety ich ówczesne aparaty nie były wolne od pewnych drażniących cech. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego konstruując aparaty serii A i późniejszej T, unikano trybu preselekcji przysłony. Był to pierwszy z dostępnych typów automatyki i w owych czasach już całkiem popularny. Czy na siłę chciano podkreślić innowacyjność nowych konstrukcji poprzez zastępowanie tego trybu przełomową preselekcją czasu, czy programem? Nie wiem, ale ponieważ przy zdecydowanej większości motywów chcę mieć kontrolę nad przesłoną, to z klasycznymi aparatami Canona zawsze mi jakoś nie po drodze.
Na szczęście ktoś w fabryce pomyślał o takich nudziarzach jak ja, i uznano, że choć jednemu aparatowi trzeba podarować tradycyjną funkcjonalność. Taki właśnie jest model AV-1. Wszystko jest to jak najbardziej zwykłe. Przesłonę ustawiamy na obiektywie, dobrany czas pokazywany jest przy użyciu wskazówki we wzierniku. Wszystko tak normalnie, ale dzięki temu bardzo praktycznie. Lubię dziwne aparaty, mam wiele sympatii do modelu T70, ale nie zabrałbym go na poważne fotografowanie. Do AV-1 na pewno będę jeszcze wiele razy wracać.
Myślałem, że wiem sporo o tradycyjnej fotografii i ręczne ustawianie ostrości oraz przewijanie filmu nie są mi obce. Fotografowanie na torze zweryfikowało jednak to przekonanie. Ręczne śledzenie ostrością, za jadącym szybko samochodem, było jak kubeł zimnej wody na głowę. Zdarzało mi się też wielokrotnie naciskać przycisk migawki, dziwiąc się, że aparat nie wykonuje zdjęć seryjnie. Wniosek mógł być tylko jeden – co ty synek wiesz o fotografowaniu?!
Ze spuszczoną głową i dumą schowaną głęboko w szafce z koreksem udałem się do ciemni, aby wywołać efekty moich torowych zmagań. Czy coś z tego wyszło? Możecie ocenić to sami oglądając zdjęcia zamieszczone w tym artykule.