Jakoś zawsze przechodziłem obojętnie obok MotoClassic Wrocław. Niby wiedziałem, że jest to ciekawa impreza, ale nigdy nie przyciągnęła mojej uwagi na tyle, aby się tam wybrać. Dopiero gdy rok temu zobaczyłem zdjęcia, na żywo wrzucane przez pewnego pana Błażeja i pewnego pana Filipa, złapałem się za głowę i zakrzyknąłem – jak może mnie nie być na tak wspaniałym wydarzeniu! W tym roku postanowiłem nadrobić te zaległości.
Powiedzenie, że wymienieni tu panowie władają sztuką fotografii biegle, byłoby mocnym niedopowiedzeniem. Obawiałem się trochę, że robią to aż za dobrze i umiejętnie wybierając motywy pokazują jedynie ten bardziej stylowy wycinek całego wydarzenia.
Jakie widoki często towarzyszą imprezom związanym z motoryzacją klasyczną w naszym kraju? Niepoliczalne ilości Baleronów i e36, Duże Fiaty z numerem 1313 namalowanym w złym miejscu i Maluchy po brzegi wypełnione gadżetami z epoki. Tutaj na szczęście udało się takiego folkloru uniknąć. Bardzo dobrze. Duży, malowniczy teren zastawiony został bardzo zróżnicowanym wyborem pojazdów. Choć impreza cieszyła się ogromnym zainteresowaniem publiczności, tłumy nie przeszkadzały w spokojnym oglądaniu eksponatów.
Teren Zamku Topacz musiałem opuścić dość wcześnie. Trochę zdziwiło mnie, że wcale nie czułem niedosytu. Czy to moje nadszarpnięte zdrowie, czy coś innego wywołały takie chłodne podejście? Dopiero gdy wieczorem zacząłem opowiadać swoje wrażenia koledze, wszystko zaczęło mi się układać w głowie.
Swoją wypowiedź zacząłem od tego, że było ciekawie, że było kilka bardzo ciekawych Fiatów, ładna grupka Ferrari, stylowy kącik Casual Car Clubu ze spektakularnymi pojazdami oraz kilka innych atrakcji. Na zakończenie chciałem tylko rzucić małą uwagę – szkoda, że nie było ani jednej Alfy ani Lancii. Niestety ta uwaga zaczęła się niepokojąco rozrastać. Japończyków było jak kot napłakał… francuzów tylko kilka… Saab? Volvo? Nie bardzo. Opel? Chyba tylko strażacki Blitz i Astra GSI. Europejski Ford? Nie przypominam sobie. BMW? Parę sztuk. Wielu pojazdów mogłem nie zauważyć przez chwilowy problem ze zdrowiem, ale trzeba przyznać, że braków trochę było.
No tak, ale przecież zapełnione były dwa duże i jeden mały plac! Więc coś tam musiało być! Na uznanie zasłużyła na pewno silna reprezentacja aut przedwojennych, w tym przykłady pojazdów pochodzących z polskich montowni. Zadowoleni mogli być też fani Mercedesa. Samochodów z gwiazdą nie sposób było policzyć. Szkoda tylko, że trudno było w tej masie znaleźć naprawdę rzadkie modele. Stojące pod pałacem Rollsy i Bentleye również nie dawały przejść obok siebie obojętnie. Urozmaicony wybór pojazdów zaprezentowała też Giełda Klasyków oraz Austor.
Z jednej strony spotkałem się z wieloma opiniami mówiącymi, że Topacz to przaśny festyn, a z drugiej dobrze zapamiętałem stylowe klimaty pokazane na zdjęciach wspomnianych na początku Panów. Gdzie leży prawda?
Muszę przyznać, że klimat wytworzony przez przedwojenne rarytasy pod pałacem jest tym, co najlepiej zapamiętałem z Moto Classic Wrocław. A kącik foodtrucków i ekspozycje lokalnych salonów samochodowych? Ludzie muszą coś jeść, a budżet imprezy musi się spinać.