Gdy mowa o fotografii motosportowej, myśli się od razu o najnowszym profesjonalnym sprzęcie foto. Zaawansowany śledzący autofocus to podstawa! Wiele osób już pewnie uważa nawet, że systemy stosowane w lustrzankach są przestarzałe i bez analizy obrazu, obecnej w najnowszych bezlusterkowacach, niczego rozsądnego nie da się zrobić. Jeśli ktoś za bardzo zapędzi się w takim myśleniu, warto zajrzeć do albumów z lat 80. Można tam znaleźć wiele dynamicznych ujęć wykonanych bez użycia jakichkolwiek elektronicznych wspomagaczy.
Nie umiem wybrać mojego ulubionego aparatu, ale na liście kandydatów na to stanowisko, na pewno znajduje się Nikon F3. Jest to aparat, któremu muszę poświęcić osobny artykuł. Design autorstwa Giorgetto Giugiaro, bajecznie pracująca mechanika i ogromne znaczenie dla historii dziennikarstwa. Tak, ten aparat to legenda. W pierwszej połowie lat 80. profesjonalni reporterzy wybierali właśnie jego lub Canona New F-1. Oba były okrętami flagowymi, tak jak dzisiejsze D6 i EOS 1DX. W tej najwyższej klasie można było jeszcze spotkać Pentaxa LX, ale nie zyskał takiej popularności, jak wspomniane modele.
Samego Nikona F3 jeszcze tu kiedyś opiszę dokładniej. Dawno temu publikowałem tu już zdjęcia z niego. Teraz chciałem zająć się tym, jakim doświadczeniem jest fotografowanie tym aparatem, wyposażonym w opcjonalny silnik MD-4, na torze. Zaprezentowane tu zdjęcia wykonałem podczas treningu zorganizowanego przez Quadrifoglio Racing Academy na Torze Poznań.
Silniki do klasycznych, manualnych aparatów to z dzisiejszego punktu widzenia kontrowersyjny temat. Ciekawostka kolekcjonerska, która atrakcyjnie wygląda na półce, ale przed zabraniem aparatu w plener, prawie zawsze je odkręcam. Po wyposażeniu w dołączane silniki aparaty stają się wielkie, ciężkie i głośne, a przecież ręczne przewijanie filmu jest przyjemnością samo w sobie! W dzisiejszych czasach rzadko też używa się analogowych aparatów w sytuacjach, gdzie dzieje się szybka akcja. Uznałem więc, że tor wyścigowy to najlepsze miejsce, żeby sprawdzić działanie zestawu składającego się z Nikona F3 i windera MD-4. Do tego ścianka z datownikiem MF-18 i można poczuć się jak profesjonalny fotograf jednej z najważniejszych agencji prasowych lat 80.
Pierwszy problem, przy fotografowaniu tym zestawem, który od razu da się wyczuć, to waga. Tak wyposażony zestaw mieści 8 baterii AA i 4 pastylkowe baterie LR44. Całość waży 1,8 kg… a do tego dopiero trzeba doliczyć obiektyw! Z używanym do wykonania tych zdjęć 70-210 Series E, całość na wadze pokazuje 2,2 kg. Po dłuższym fotografowaniu ręka może boleć.
Fotografując tym sprzętem, nie można mieć żadnych wymówek. Owszem, jest stary, jest ciężki, ale kiedyś lepszego nie było – właśnie tak fotografowali zawodowcy i uzyskiwali wyśmienite wyniki. Czy rozpieszczony przez nowoczesne technologie człowiek, taki jak ja, jest w stanie uzyskać poprawne zdjęcia szalejących na torze maszyn? Coś się udało.
Największa trudność, jakiej musiałem stawić czoła, była związana z obiektywem. Okazuje się, że choć ręczne ustawianie ostrości na pędzących samochodach wydaje się być przerażające, to wcale nie jest takie trudne. Przy wykonywaniu panningów przesłona jest zazwyczaj trochę przymknięta, więc głębia ostrości jest na tyle duża, że ostrość można sobie nastawić wcześniej na odpowiedni punkt, a potem już jej nie ruszać. Warto tę technikę czasem zastosować też w aparatach z autofocusem.
Problemem okazuje się specyficzna obsługa zooma. W tamtych czasach zamiast znanych wszystkim dwóch pierścieni do ustawiania ostrości i zoomowania stosowano tylko jeden element. Można go było jednocześnie kręcić, w celu nastawiania ostrości, i przesuwać dla zmiany przybliżenia. Rozwiązanie to ma sporo zalet, jednak powoduje, że ciężko jest jednocześnie dłonią stabilizować ciężki aparat, zoomować i nie popsuć ustawienia ostrości. Po kilku filmach dałoby się jednak tego nauczyć.
Sam aparat spisuje się w tych warunkach bardzo dobrze. Trzeba jednak pamiętać, że nie ma tu matrycowego pomiaru światła, a jedynie centralny. Jeśli potraktujemy go tak, jak dzisiejsze aparaty, możemy być zdziwieni, że zdjęcia ciemnych i jasnych samochodów mają inną ekspozycję. Lepiej nie polegać na automatyce i, podobnie jak z ostrością, wcześniej ręcznie ustawić odpowiednie parametry.
Jak widać, po załączonych do tego artykułu zdjęciach, nawet współczesny fotograf jest w stanie poradzić sobie z fotografowaniem w takich warunkach. Użycie profesjonalnego aparatu z jednej strony pomaga, ale ma też swoje wady. Jasny wizjer, łatwość ustawiania ostrości oraz szybko i pewnie działający silnik na pewno pomagają. Kilka rzeczy wymaga jednak przyzwyczajenia. Pierwszy problem to stabilne trzymanie tego zestawu. Podpieranie zestawu lewą ręką i jednoczesne dbanie o ostrość, ruszającym się we wszystkie strony pierścieniem, nie jest wcale takie łatwe. Wymianę filmu można tu przeprowadzić bardzo sprawnie, ale lepiej sobie to wcześniej poćwiczyć w domu. Należy też pamiętać o ustawieniu dodatkowego licznika klatek, znajdującego się na silniku. Bez tego, aparat może odmówić robienia kolejnych zdjęć w trakcie filmu.
Fotografowanie manualnym aparatem na torze to bardzo ciekawe doświadczenie. Jest to też dobra szkoła techniki. Umiejętność radzenia sobie z ustawianiem ostrości, czy ekspozycji, których należy się nauczyć przy obsłudze takiego sprzętu, mogą też wyraźnie poprawić jakość zdjęć wykonywanych najnowszymi aparatami. Żadna automatyka nie jest w stanie poradzić sobie we wszystkich trudnych sytuacjach. Dobrze, jeśli fotograf jest w stanie przejąć kontrolę wtedy, gdy jest to wymagane.