Jak to dobrze, że taka impreza się rozwija. Ludzie kupują sobie Żuki i inne stare dostawczaki i jeżdżą nimi bez celu po polach i lasach. Za dobrą jazdę można nawet dostać tłok od Żuka na podstawce! To chyba dobrze świadczy o społeczeństwie. Prawda? Ja lubię różnorodność.
Zeszłoroczna edycja Rajdu Żuka rozbudziła spore oczekiwania co do wydania 2016. Rok temu było dużo samochodów, była też bardzo ciekawa trasa, której najlepiej zapamiętanym elementem był przejazd przez bród. A w tym roku? Też było dobrze. Mam wrażenie, że samochodów było trochę mniej. Chyba wielu kierowcom z Warszawy nie chciało się jechać Żukami do Skierniewic. Daleko? Bez przesady. Na trasie uwagę zwracały liczne wąskie, klimatyczne mostki. W niektóre drogi nikt by nie wjechał na żadnym innym rajdzie dla samochodów zabytkowych. Organizatorzy Rajdu Żuka korzystają z możliwości terenowych tytularnych pojazdów. I dobrze. Nadaje to tej imprezie indywidualnego charakteru.
Meta rajdu mieściła się na terenie lokomotywowni w Skierniewicach. Na jej zwiedzanie wybierałem się kilka lat. Zawsze było jakoś nie po drodze a dzięki Rajdowi Żuka ją zwiedziłem. Cieszę się.