Bardzo podoba mi się ten pomysł: rajd dla zabytkowych samochodów użytkowych. Jestem jego fanem od zapowiedzi pierwszej edycji. Wokół takich klasyków, jak wszelkiego rodzaju 911 czy Pagody, toczy się bardzo wiele imprez – rajdów, konkursów elegancji i tym podobnych. Super, że jest też wydarzenie, którego głównymi bohaterami są trochę inne pojazdy. Taki dobór maszyn stwarza też wiele nowych możliwości organizatorom. Nikt tu nie będzie marudził, że trasę rajdu poprowadzono głównie szutrówkami, bo przecież: Dla samochodu Żuk, nie ma złych dróg. Specyficzna była też pamiątka, którą załogi otrzymywały w tym roku na starcie: była nią skrzynka jabłek. Nikt nie miał problemu, gdzie ją zmieścić, albo że ubrudzi sobie nią tapicerkę.
Start piątej edycji imprezy odbywał się na rynku w Warce. Nie jest zaskoczeniem, że najliczniej stawiły się na nim Żuki. Od skromnie wyglądających, utrzymanych w stanie oryginalnym, przez złombolowie zmoty, po pieczołowicie odrestaurowane cukiereczki. Były też oczywiście inne pojazdy. Moja szczególną uwagę przykuł Honker przystosowany do pracy na kolei. Był wykorzystywany do ustawiania wykolejonych pociągów z powrotem na tory.
Wrażenie robił też wyróżniający się rozmiarami Fiat 500 Giardiniera. Urzekający był jego oryginalny stan zachowania. Uwagę zwracał też na siebie Mercedes z kabiną Żuka na pace.
Po odprawie i wręczeniu nagród dla wyróżniających się pojazdów, załogi wyruszyły na trasę. O tym co się na niej działo, napiszę w drugiej części relacji.