W świecie entuzjastów klasycznych aparatów fotograficznych można dostrzec podobne zjawiska, jakie charakteryzują rynek samochodów zabytkowych. Pewne pojazdy dorobiły się statusu kultowych, a inne, choć czasem obiektywnie lepsze, zostały zupełnie zapomniane. Dlaczego za zniszczonego Dużego Fiata trzeba zapłacić znacznie więcej, niż za niesamowicie zaawansowany technologicznie japoński samochód z lat 80.? Trudno powiedzieć. Sentymenty, moda, kultowość.
Takiego statusu dorobiła się też Minolta X700. Aparat ten możemy znaleźć na bardzo wielu listach zatytułowanych „najlepsze aparaty manualne”, „najważniejsze aparaty w historii” itp. Jest to bardzo dobry model – solidnie wykonany i bogato wyposażony, ale przez swój kultowy status też dość drogi. Okazuje się jednak, że jest dla niego bardzie ciekawa alternatywa.
Model X500 wszedł na rynek dwa lata później niż X700 i był półkę niżej pozycjonowany. Najważniejszą funkcją, jakiej zabrakło w tańszym modelu, była automatyka programowa. Czy trzeba się z tego powodu martwić? Zupełnie nie. Ja jej nigdy nie używam. Nie po to bierze się do ręki manualny aparat, żeby zabić kreatywne możliwości trybem P. W zamian, w modelu X500, otrzymujemy znacznie lepiej działający tryb ręcznego ustawiania ekspozycji.
We wzierniku droższego modelu pokazywane jest jedynie proponowane przez światłomierz ustawienie czasu migawki. Aby sprawdzić jaki czas mamy faktycznie ustawiony, trzeba odjąć aparat od oka i spojrzeć na jego górną pokrywę. Jest to bardzo niewygodne. W Minolcie X500 pokazywany jest zarówno sugerowany, jak i nastawiony czas. To znacznie cenniejsza funkcja niż Program.
Patrząc na różne modele manualnych aparatów, można się zastanawiać, czym one się właściwie różnią i z czego wynikały różnice w ich cenach. Wszystkie mają podobny rozkład elementów sterowania czy zbliżoną funkcjonalność. Różnice między nimi zaczynają być naprawdę wyraźne dopiero wtedy, gdy zaczniemy nimi fotografować w dynamicznych sytuacjach.
Do jednej z największych zalet opisywanego korpusu należy jego wziernik. Jest duży i wyjątkowo jasny. Zamontowano w nim cudownie wykonaną matówkę, której spory klin bardzo ułatwia ustawianie ostrości nawet w wyjątkowo trudnych warunkach. Choć zdecydowanie bardziej komfortowo czuję się, gdy mam do dyspozycji nowoczesny Autofocus, to tym aparatem byłem w stanie bez problemu zrobić wiele udanych spontanicznych portretów, czy dynamicznych ujęć poruszających się samochodów. Pokazane tu zdjęcia wykonane zostały podczas Warszawskiego Kryterium Regularnościowego.
Wiele osób najwyżej ceni sobie w pełni metalowe i manualne aparaty. Twierdzą, że są tak trwałe, że można nimi wbijać gwoździe oraz poprzez brak funkcji automatycznych, pobudzają kreatywność. Coś w tym jest, ale nie do końca podzielam ten pogląd. Uwielbiam aparaty z przełomu lat 70. I 80., takie jak opisywana tu Minolta X500. Dzięki zastosowaniu plastików urządzenie stało się znacznie mniejsze i lżejsze, co ułatwia noszenie go i powoduje, że nawet długie fotografowanie nie jest męczące. Dzięki obecności pomiaru światła i automatyki z priorytetem przysłony, rozszerza się zakres sytuacji, w których można liczyć na wykonanie poprawnie naświetlonych ujęć.
Minolta X500 jest ładna, zgrabna i dobrze wyważona ale też, co najważniejsze, wyposażona w świetny wziernik, który bardzo dobrze spisuje się podczas fotografowania dynamicznych scen. Na pewno będę jeszcze wiele razy po nią sięgać. Obok Nikona F3 mogę ją zaliczyć do moich ulubionych manualnych korpusów. Minolta oczywiście jakością wykonania wyraźnie ustępuje profesjonalnemu Nikonowi, ale dzięki bardziej kompaktowej budowie i mniejszej wadze może lepiej sprawdzić się podczas wielu fotograficznych wypraw. Fotografowanie X500 to czysta, nieskrępowana przyjemność.
Więcej zdjęć z Warszawskiego Kryterium Regularnościowego, wykonanych Minoltą X500, można zobaczyć w RELACJI Z TEGO WYDARZENIA.