Bardzo lubię manualne lustrzanki z drugiej połowy lat 70. i pierwszej 80.. Niektórzy uważają, że przez zastosowanie plastiku, elektroniki i konieczność korzystania z baterii, to już nie są prawdziwie klasyczne aparaty. Moim zdaniem właśnie dzięki tym rozwiązaniom aparaty stały się kompaktowe, lekkie i wyposażone w podstawową automatykę ekspozycji. Większość tego typu konstrukcji pochodzi z Japonii. Właściwie jedyną realną alternatywą dla nich są, pochodzące z NRD, aparaty Praktica z serii B.
Od bardzo dawna chciałem się przekonać, jak ten najbardziej zaawansowany technologicznie aparat zza żelaznej kurtyny, wypada przy Japońskich konkurentach.
Aż trudno wymienić wszystkie modele z tej serii. Różniły się między sobą najczęściej detalami. Można jednak wyróżnić trzy serie. Aparaty wyposażone jedynie w tryb manualnego ustawiania parametrów ekspozycji, te z manualem i preselekcją przesłony oraz najpopularniejszą rodzinę – aparaty wyposażone jedynie w preselekcję przesłony. To konkurencja dla takich korpusów jak Nikon EM, Canon AV-1 czy Pentax ME.
Prezentowana tu Praktica B100 to właśnie aparat, w którym korzystać można wyłącznie z preselekcji przesłony. O ręcznym nastawianiu parametrów można zapomnieć, ale możliwości kreatywne wcale nie są zupełnie ograniczone. Dostępna jest korekcja ekspozycji oraz dobrany przez aparat czas pokazywany jest wskazówką we wzierniku. Pozwala to na radzenie sobie w różnych bardziej wymagających sytuacjach. Trochę nowsza, bliźniacza Praktica BCA zastąpiła wskazówkę diodami, z których dało się wyczytać jedynie czy czas migawki jest krótki, długi czy za długi.
Cały system B budził duże wrażenie. Obok kilku korpusów dostępna była ogromna ilość najróżniejszych obiektów, akcesoriów do macro czy fotografii studyjnej. Niepowtarzalnie rozwiązano też sposób przekazywania informacji o przesłonie z obiektywu do aparatu – dzieje się to elektrycznie.
Wszystko zapowiada się bardzo ciekawie, ale czy faktycznie Praktica nawiązuje do ówczesnych światowych standardów czy jest jedynie siermiężnym klocem z komunistycznego kraju?
Na pewno na plus należy zaliczyć kompaktowe wymiary. Niestety w parze w nimi nie idzie waga. Ciężkie metalowe mechanizmy obudowano przypominającym bakelit plastikiem. Choć aparat jest dość ciężki, to niestety nie robi wrażenia specjalnie pancernego. Do wad należy też doliczyć duże wibracje wynikające z ruchu lustra. Może to negatywnie wpływać na ostrość zdjęć.
Bardzo nietypowo wykonano tutaj matówkę. Najczęściej spotykanym rozwiązaniem, ułatwiającym ustawianie ostrości w lustrzankach, jest poziomy klin. Konstruktorzy z NRD postanowili to rozwiązanie poprawić. Klin jest pod kątem 45 stopnii i do tego… podwójny! W pierwszej chwili wygląda to na świetne rozwiązanie i można się wręcz zastanawiać, dlaczego nikt inny go nie zastosował. Dzięki niemu ustawianie ostrości na pionowe i poziome linie ma być równie łatwe i zwalnia z konieczności kręcenia aparatem.
W rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Kończy się na tym, szczególnie przy fotografowaniu architektury, że podczas ustawiania ostrości trzeba aparat przekręcić o 45 stopni przy prawie każdym ujęciu.
Czy już skończyłem wymieniać wady modelu B100? Chyba nie. Jeszcze nie wspomniałem o mało pewnym sposobie ładowania filmu, drzwiczkach wymagających sporej uwagi przy zamykaniu oraz o wadzie konstrukcyjnej, która powoduje, że w bardzo wielu egzemplarzach da się przewijać film na kolejną klatkę bez wykonania zdjęcia.
Po tak długiej liście wad moje wnioski z fotografowania Prakticą B100 mogą być bardzo zaskakujące – bardzo ten aparat polubiłem. Ciężki i słabo wykonany ale z drugiej strony kompaktowy, wyposażony w jasny wizjer i niezbędne funkcje. Do tego zestaw bardzo porządnych obiektywów Prakticar i wrażenia z fotografowania są bardzo przyjemne.
Zdarza się, że drogie i kultowe aparaty zupełnie rozczarowują, a tanie i słabo wykonane konstrukcje sprawiają wiele radości podczas fotografowania. Do tej drugiej grupy zalicza się Praktica B100. Pełna wad, ale trudno jej nie lubić.